Mówią, że żyje się tylko raz, że należy chwytać każdy dzień, żyć chwilą, cieszyć się każdym momentem, a nie przejmować się jutrem. Zrobić coś dla siebie, nie myśleć o innych, nie patrzeć w tył. Bo przecież żyje się tylko raz...
Czasem, kiedy nic nam się nie chce, musimy poszukać motywacji. I trafiamy na takie właśnie hasła - przestań się przejmować, chwytaj dzień, nie patrzy w tył, co cię to obchodzi, uwolnij się od tego ciężaru. Na krótszą metę to całkiem fajna metoda pocieszenia, odpoczęcia od szarej codzienności. "Od dzisiaj wszystko zmieniam! Rzucam to wszystko, mam to gdzieś, będę cieszyć się życiem!". Owszem. Cieszenie się samą radością musi być przyjemne.
Kilka tygodni temu naszła mnie refleksja: od momentu, kiedy idziemy do szkoły, do emerytury, jesteśmy uwiązani w jednym miejscu. Jeżeli w ogóle możemy wyjechać, to na krótko, a na dłuższy wyjazd mogą sobie pozwolić tylko niektórzy. Nie możemy pewnego dnia stwierdzić: "Dzisiaj wyjeżdżam do Londynu i zostaję tam na miesiąc", albo "Od jutra będę codziennie chodzić na spacer do tego pięknego parku za miastem". Swoimi przemyśleniami podzieliłam się z przyjaciółką, która skwitowała to jednym zdaniem: Tak właśnie działa społeczeństwo. I wiecie co?
Miała rację.
To cudownie, że teraz cieszysz się wolnością. Może właśnie postanowiłeś olewać szkołę, a czas spędzić na czymś innym. Oceny to przecież tylko numerki, nie zaważą na twojej przyszłości, prawda? Nie ma przecież znaczenia, do jakiej szkoły pójdziesz, ty i tak nie masz większych ambicji, cieszysz się chwilą, a za te 10 lat? Się zobaczy.
Ale za te 10 lat możesz żałować swojej decyzji. Tylko przecież to się kłóci z twoją filozofią - wtedy będziesz żałować, teraz jesteś szczęśliwy!
Zjedzcie mnie, ale uważam, że życie to inwestycja. Wolę teraz przecierpieć, odłożyć ciekawą książkę, zacisnąć zęby i wkuć materiał ze znienawidzonego przedmiotu, dostać dobrą ocenę, pójść do dobrego liceum i dostać dobrą pracę, która będzie mi się podobać. Za zarobione pieniądze będę mogła kupić sobie 5 książek! A przecież na przestrzeni tych lat na pewno znalazł się moment, by dokończyć napoczętą książkę. Wakacje, święta, może luźniejszy czas w szkole... Przecież nie będę zajęta przez kilkanaście lat bez przerwy.
Olanie jednego sprawdzianu raczej jeszcze na niczym nie zaważy. Dwóch - też nie. Ale już kilka pod rząd może sporo zmienić - chociażby sposób, w jaki traktują cię nauczyciele. Miałeś przyjemność, mogłeś przeczytać tę książkę, a potem następną i następną, kiedy miałeś na to ochotę.
A teraz i tak musisz się nauczyć na ten sprawdzian, bo jeśli go nie zdasz, zostaniesz na drugi rok. Teraz już nie możesz czytać książki. A przecież jest maj, zbliża się czerwiec, nie ma aż tyle materiału, mógłbyś poświęcić ten czas na coś przyjemnego.
Ale jednak nie. Zwyciężyło kilkukrotne carpe diem trzy miesiące temu.
Nie uważam, żeby to było złe motto. Na krótszą metę jest dobre - łap każdy dzień, nie zamartwiaj się tak bardzo tym, co będzie. Nie pytaj próżno, bo nikt się nie dowie, /Jaki nam koniec zgotują bogowie. Ale sądzę, że dobrze jest wyznaczyć sobie cel i na niego pracować. Wtedy nie dość, że będziesz mógł cieszyć się osiągnięciem sukcesu, to jeszcze będziesz mieć satysfakcję, że zapracowałeś na to całkowicie sam.
Codziennie mama daje ci złotówkę - to twoje kieszonkowe. A ty codziennie przechodzisz obok cukierni. Możesz za tę złotówkę codziennie kupować jedno małe ciasteczko i od razu je zjadać. Przecież jutro cukiernia może być zamknięta. Możesz także odkładać złotówkę dziennie, a po pół roku kupić tort (jeśli nie lubisz tortów, wyobraź sobie całą duuużą paczkę wspomnianych wcześniej ciasteczek). Będziesz mógł zjeść tyle tortu, ile chcesz, a nawet poczęstować nim innych. Albo... możesz dojść do wniosku, że jednak wolisz te uzbierane pieniądze przeznaczyć na coś innego, coś, co sprawi ci jeszcze większą przyjemność niż tort. Na przykład na książkę kucharską z instrukcją, jak upiec taki tort i ciasteczka!
Możesz powiedzieć, że wolisz cieszyć się chwilą, zamiast planować jakiś wyimaginowany tort. Wolisz kupować codziennie po jednym ciasteczku. Przecież za tydzień może się okazać, że potrąci cię samochód, umrzesz w szpitalu, a wtedy nici z tortu! Och, zaczekaj, ty nie myślisz o przyszłości.
Carpe diem to twoje prawo. Ja wolę zainwestować w przyszłość i zebrać plony za kilka lat. I to jest moje prawo. Nie twierdzę, że masz robić tak jak ja. Ja czuję się odpowiedzialna wobec rodziców, którzy mnie wychowali. Cieszę się, że mogę się uczyć. Nie potępiam kogoś, kto nie chce się uczyć przedmiotów szkolnych, ale marzy o zostaniu artystą. Będzie malował piękne obrazy i na tym zarobi? Świetnie! A może ucieszy go praca na kasie w sklepie? Jeśli tylko jest szczęśliwy, dlaczego nie?
Szkoła jest dla mnie ważna w życiu. Mam dobre oceny i dużo się uczę, bo wiem, że za kilka lat odbiorę za to nagrodę. Jeżeli ktoś uważa, że wiedza nie będzie mu potrzebna w spełnianiu marzeń i ogólnie w przyszłości, niech się nie uczy. Może przecież doskonalić te umiejętności, bez których się nie obejdzie. Ale jeśli jest pasożytem, który olewa szkołę, "bo tak", to nie pochwalam takiej osoby. Nie podoba mi się to, dziwię się temu i nie akceptuję. Ale nie zabraniam, bo nie mam do tego prawa.
Miała rację.
To cudownie, że teraz cieszysz się wolnością. Może właśnie postanowiłeś olewać szkołę, a czas spędzić na czymś innym. Oceny to przecież tylko numerki, nie zaważą na twojej przyszłości, prawda? Nie ma przecież znaczenia, do jakiej szkoły pójdziesz, ty i tak nie masz większych ambicji, cieszysz się chwilą, a za te 10 lat? Się zobaczy.
Ale za te 10 lat możesz żałować swojej decyzji. Tylko przecież to się kłóci z twoją filozofią - wtedy będziesz żałować, teraz jesteś szczęśliwy!
Zjedzcie mnie, ale uważam, że życie to inwestycja. Wolę teraz przecierpieć, odłożyć ciekawą książkę, zacisnąć zęby i wkuć materiał ze znienawidzonego przedmiotu, dostać dobrą ocenę, pójść do dobrego liceum i dostać dobrą pracę, która będzie mi się podobać. Za zarobione pieniądze będę mogła kupić sobie 5 książek! A przecież na przestrzeni tych lat na pewno znalazł się moment, by dokończyć napoczętą książkę. Wakacje, święta, może luźniejszy czas w szkole... Przecież nie będę zajęta przez kilkanaście lat bez przerwy.
Olanie jednego sprawdzianu raczej jeszcze na niczym nie zaważy. Dwóch - też nie. Ale już kilka pod rząd może sporo zmienić - chociażby sposób, w jaki traktują cię nauczyciele. Miałeś przyjemność, mogłeś przeczytać tę książkę, a potem następną i następną, kiedy miałeś na to ochotę.
A teraz i tak musisz się nauczyć na ten sprawdzian, bo jeśli go nie zdasz, zostaniesz na drugi rok. Teraz już nie możesz czytać książki. A przecież jest maj, zbliża się czerwiec, nie ma aż tyle materiału, mógłbyś poświęcić ten czas na coś przyjemnego.
Ale jednak nie. Zwyciężyło kilkukrotne carpe diem trzy miesiące temu.
Nie uważam, żeby to było złe motto. Na krótszą metę jest dobre - łap każdy dzień, nie zamartwiaj się tak bardzo tym, co będzie. Nie pytaj próżno, bo nikt się nie dowie, /Jaki nam koniec zgotują bogowie. Ale sądzę, że dobrze jest wyznaczyć sobie cel i na niego pracować. Wtedy nie dość, że będziesz mógł cieszyć się osiągnięciem sukcesu, to jeszcze będziesz mieć satysfakcję, że zapracowałeś na to całkowicie sam.
Codziennie mama daje ci złotówkę - to twoje kieszonkowe. A ty codziennie przechodzisz obok cukierni. Możesz za tę złotówkę codziennie kupować jedno małe ciasteczko i od razu je zjadać. Przecież jutro cukiernia może być zamknięta. Możesz także odkładać złotówkę dziennie, a po pół roku kupić tort (jeśli nie lubisz tortów, wyobraź sobie całą duuużą paczkę wspomnianych wcześniej ciasteczek). Będziesz mógł zjeść tyle tortu, ile chcesz, a nawet poczęstować nim innych. Albo... możesz dojść do wniosku, że jednak wolisz te uzbierane pieniądze przeznaczyć na coś innego, coś, co sprawi ci jeszcze większą przyjemność niż tort. Na przykład na książkę kucharską z instrukcją, jak upiec taki tort i ciasteczka!
Możesz powiedzieć, że wolisz cieszyć się chwilą, zamiast planować jakiś wyimaginowany tort. Wolisz kupować codziennie po jednym ciasteczku. Przecież za tydzień może się okazać, że potrąci cię samochód, umrzesz w szpitalu, a wtedy nici z tortu! Och, zaczekaj, ty nie myślisz o przyszłości.
Carpe diem to twoje prawo. Ja wolę zainwestować w przyszłość i zebrać plony za kilka lat. I to jest moje prawo. Nie twierdzę, że masz robić tak jak ja. Ja czuję się odpowiedzialna wobec rodziców, którzy mnie wychowali. Cieszę się, że mogę się uczyć. Nie potępiam kogoś, kto nie chce się uczyć przedmiotów szkolnych, ale marzy o zostaniu artystą. Będzie malował piękne obrazy i na tym zarobi? Świetnie! A może ucieszy go praca na kasie w sklepie? Jeśli tylko jest szczęśliwy, dlaczego nie?
Szkoła jest dla mnie ważna w życiu. Mam dobre oceny i dużo się uczę, bo wiem, że za kilka lat odbiorę za to nagrodę. Jeżeli ktoś uważa, że wiedza nie będzie mu potrzebna w spełnianiu marzeń i ogólnie w przyszłości, niech się nie uczy. Może przecież doskonalić te umiejętności, bez których się nie obejdzie. Ale jeśli jest pasożytem, który olewa szkołę, "bo tak", to nie pochwalam takiej osoby. Nie podoba mi się to, dziwię się temu i nie akceptuję. Ale nie zabraniam, bo nie mam do tego prawa.
Carpe diem to dobre motto, ale powinno być stosowane z umiarem i zrozumieniem. Bo to nie znaczy, żeby rzucić wszystko i mówić "e, jest źle, ale jakoś to będzie". Nic się samo nie zrobi, a na spełnienie marzeń trzeba pracować.
Nie uznaję #yolo. Wolę sama zapracować na swoje szczęście, niż czekać na cud.
W sumię masz rację.
OdpowiedzUsuńMoi znajomi często się dziwią, czemu nie chodzę na imprezy, nie wydaję pieniędzy na kolejną, pięćdziesiątą parę butów. Przeważnie ich olewam. Teraz sobie odmawiam, to kiedyś będę miała coś lepszego za uzbierane pieniądze. Trudzę się, ucząc się do szkoły, ale wiem, że kiedyś mi się to opłaci. Jeden dzień w roku mogę sobie odpuścić, mój świat się nie zawali, ale ten dzień nadrobię jutro, albo pojutrze. Cały czas myślę o przyszłości, żebym kiedyś ja i moje dzieci miały wygodne życie.
Tym postem dokładnie trafiłaś w moje przemyślenia. Kolejny raz miałam wrażenie, że znalazłam zaginioną bliźniaczkę XD
Pozdrawiam, Li :)
Zgadzam się. Sama się przekonałam jak to jest jak się olewa kilka sprawdzianów. Później trzeba to nadrabiać zamist czytać. I masz rację.
OdpowiedzUsuńTeż ostatnio pomyślałam sobie, że YOLO, ale potem przypomniało mi się, że nie odrobiłam biologii, a przecież nie mogę sobie pozwolić na ani jedną złą ocenę.
OdpowiedzUsuńNo i plan z #YOLO poszedł się walić.
Aktualnie mam bardzo ambitne plany na ten miesiąc i nie pozwolę sobie, żeby jakieś "raz się żyję" mi je pokrzyżowało :D.
Oczywiście się zgadzam, jasne. Mimo że czasem trzeba dać sobie trochę luzu, to trzeba tez uważać, zeby nie przesadzić i się w tym luzie nie zatracić.
Pozdrawiam! :)
-K.
Dobrze gada, polać jej xd
OdpowiedzUsuńTylko tyle, bo nie mam weny na ambitne komentarze a chciałam ci tylko przekazać że dobrze piszesz i podzielam twoje zdanie xdd
Pozdrawiam
Nessi
Córka Pana ze Słoneczga