Sięgając po Złodziejkę książek, spodziewałam się smutnej historii o dziewczynce, która w czasie II wojny światowej kradnie dzieła literackie, by uchronić je przed zniszczeniem. Nie wiem, skąd wzięłam to wyobrażenie o jakże szlachetnym celu głównej bohaterki, wiem za to, że bardziej się pomylić nie mogłam.
Autor: Markus Zusak
Tytuł: Złodziejka książek
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania (na świecie): 2005
Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata. To dzięki „Podręcznikowi grabarza” uczy się czytać i odkrywa moc słów. Później przyjdzie czas na kolejne książki: płonące na stosach nazistów, ukryte w biblioteczce żony burmistrza i wreszcie te własnoręcznie napisane… Ale Liesel żyje w niebezpiecznych czasach. Kiedy jej przybrana rodzina udziela schronienia Żydowi, świat dziewczynki zmienia się na zawsze…
O Złodziejce książek słyszałam już od dłuższego czasu. A to przewinęła się gdzieś w Internecie, a to wspomniała o niej koleżanka, a to w telewizji leciał film na jej podstawie. Jakoś nie mogłam się za nią zabrać - nie bardzo moje klimaty, wolę fantastykę. O, jakże się myliłam!
Pierwsze strony był dla mnie niemałym zaskoczeniem. Kompletnie nie rozumiałam, o co chodzi. Początkowi powieści daleko jest do utartego schematu "Była sobie X która miała Y lat i...", wyszło jej to jednak na dobre. Jest przez to jeszcze bardziej - o ile to w ogóle możliwe - intrygująca.
Kolejny ciekawy element tej książki: narracja. Nie ma chyba recenzji, która by o tym nie wspominała. Jest to nieco smutne, bo pozbawia czytelnika niespodzianki, zaskoczenia... Ale chwila, chwila. Przecież nasz narrator nie uznaje czegoś takiego jak spoiler! Może więc uchylę rąbka tajemnicy: jest nim Śmierć. I sprawdza się w tej roli naprawdę fantastycznie!
Dzięki Złodziejce książek czytelnik ma szansę zajrzeć do hitlerowskich Niemiec, przekonać się, co działo się w tym czasie z najbiedniejszymi obywatelami. Okazuje się, że wcale nie było tak różowo, jak mogłoby nam się wydawać...
Pomimo, że sama książka mnie zachwyciła, nie udało mi się wyjątkowo polubić żadnej z postaci. Może mi nie przeszkadzały, ale w jakiś sposób znajdował się między nami mur nie do pokonania. Czy winien jest specyficzny (choć wcale nie gorszy od innych!) sposób narracji? Czy też to właśnie realizm bohaterów zderzył się z moją słabością do panów i pań idealnych? Wiem jedno: postacie są bardzo dobrze wykreowane, prawdziwe, nie czarne i nie białe.
Podsumowując tę chaotyczną nie-recenzję (och, obym nabrała wprawy!): Złodziejka jest książką, którą naprawdę trzeba i warto przeczytać. Ukazuje ona zupełnie inne spojrzenie na Niemców. Może i jest to fikcja literacka, ale z pewnością zmusza do zastanowienia: czy na pewno każdy, kto mieszkał w kraju rządzonym przez Hitlera, był jego zwolennikiem? Zachęcam do lektury.
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cieszę się, że zajrzałeś na mojego bloga. Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz za sobą komentarz, ale uprzejmie proszę, by nie przeklinać i nie obrażać się nawzajem :-)
Możesz podpisać się linkiem do swojego bloga - chętnie zajrzę, ale proszę, nie komentuj tylko i wyłącznie w celu reklamy.
Pozdrawiam!