Czyli, prawdę mówiąc, o tym, czym ostatnio głównie się zajmuję.
Bo od jakiegoś czasu funkcjonuję w rytmie "nauka, nauka, o! mam czas na odcinek Doctora Who a za miesiąc nowy sezon!, nauka, nauka, idę do kina, nauka, nauka, sen". Co ciekawe - nie jestem tym jakoś specjalnie zmęczona. Cierpi na tym, niestety, blog - mam kilka pomysłów na posty, ale wymagają one solidnego researchu, na który średnio mam czas.
Zatem - oto luźny post o tym, jak to ja się uczę.
Nie mam Jedynej Słusznej Metody...
...i uważam, że to dobrze. Często jednak słyszę:
Oczywiście, że większość osób ma swoją - najefektywniejszą - metodę nauki. Jeden woli fiszki, inny będzie odsłuchiwać swój nagrany głos, jeszcze inny rysować. I to jest super, bo ułatwia życie.
Niestety, liczne testy "Jaki typ nauki jest dla ciebie najlepszy?" i tym podobne uczyniły z tego jakąś magiczną moc. Moc, która niektórych uzależnia. Bo pewnym osobom włącza się myślenie "ja jestem taki, więc inaczej nie mogę" - nie sądzicie, że to jest pewne ograniczenie? Z góry mówienie sobie - nie mam czasu przepisać na tip-top notatek z biologii, jestem wzrokowcem, nie mogę się inaczej nauczyć?
Taka obserwacja: Jeśli zaczniesz sobie wmawiać, że ty możesz się uczyć tylko w jeden/dwa słuszne sposoby, to w końcu w to uwierzysz. Automatycznie, gdy te jeden/dwa sposoby z jakiegoś powodu nie będą możliwe (złamiesz rękę i nie będziesz mieć możliwości robienia pięknych notatek, zedrzesz gardło i stracisz możliwość nagrania notatek głosowych...), uruchomi ci się mechanizm - skoro nie mogę zrobić tak, jak zawsze, to pewnie to zawalę.
Chemii i matematyki uczę się, rozwiązując zadania. Biologia - zależy od działu, ale zwykle czytam sobie podręcznik i wkuwam tylko to, czego po prostu nie da się inaczej zapamiętać. Polski powtarzam na głos, historię też. Fizyka to kombinacja wkuwania wzorów i definicji oraz wyjaśniania pojęć. Do tak zachwalanych przez wszystkich fiszek nigdy nie udało mi się przekonać, po zawsze po zrobieniu sobie tych nieszczęsnych karteczek tracę motywację, żeby kiedykolwiek do nich wracać.
Oczywiście, że są osoby, które mają ULUBIONĄ metodę. Ale, ludzie, nie dajcie się zwariować, innymi też da się uczyć. Nawet, jeśli nie tak efektywnie.
...ale parę ulubionych owszem.
#1: Ładne notatki.
Brońcie bogowie, nie siedzę i nie przepisuję wszystkich zeszytów. Chybabym się zastrzeliła.
Przed sprawdzianem lubię natomiast siąść, wziąć pióro, pudełko cienkopisów, i wszystko pięknie i powoli rozpisać. Korzyść jest podwójna, bo nie dość, że powstałe w ten sposób notatki to bardzo ułatwiająca wszystko esencja z esencji, to jeszcze dużo uczę się podczas robienia ich.
No i są naprawdę nieocenione, gdy przychodzi do przerwy przed sprawdzianem.
Do dziś pamiętam swoją pierwszą mapę myśli - pięknie rozrysowany układ pokarmowy (nie w sensie narządów - w sensie procesów i kolejności), zaczynający się malowniczymi ustami i kończący się pięknie narysowanym sedesem. Pani od biologii pochwaliła mnie wtedy, że jestem zorganizowana. #haha #jasne
#2: Czytanie podręcznika.
Nie przebieganie wzrokiem po kartkach, ale uważne czytanie, z powtarzaniem w myślach tego, czego inaczej zapamiętać się nie da.
Działa cuda, gdy przychodzi do przedmiotów w rodzaju geografia, wiedza o społeczeństwie czy przedsiębiorczość. Program jest tak ułożony, że, cóż, trzeba umieć oddzielić to, co przydatne na podstawie, od tego, co może przydać się co najwyżej na rozszerzeniu. A ja rozszerzam biologię i chemię.
I naprawdę nie są mi do szczęścia (ani do bycia światłym obywatelem świata) potrzebne informacje, jaki % światowej produkcji kukurydzy stanowi Brazylia. Zwłaszcza, że - przy porównywaniu podręczników - okazało się, że od roku 2007 do roku 2010 dane zmieniły się diametralnie. Do tego stopnia, że niektóre państwa kompletnie wyleciały z wykresów.
Teraz mamy 2017.
Sami sobie dopowiedzcie resztę o użyteczności tych danych.
Nah, zboczyłam z tematu. W każdym razie - u mnie uważne przeczytanie podręcznika sprawdza się całkiem dobrze.
#3: Materiały multimedialne
Brzmi dumnie, nie? W gimnazjum z geografii i biologii miałam takie fajne płytki. Były tam powtórki materiału i testy. Zawsze przed sprawdzianem dokładnie to przeglądałam i robiłam testy w kółko, dopóki nie miałam 100% (raz przez prawie pół godziny grałam w grę, która polegała na byciu erytrocytem i unikaniu zderzenia z innymi elementami morfologicznymi krwi; w razie zderzenia należało odpowiedzieć na pytania).
Obecnie przekłada się to raczej na szukanie filmów na YouTube, które w jak najbardziej przystępny sposób wyjaśniają różne pojęcia. Im krótszy film, tym lepiej, chociaż - oczywiście - nie zawsze.
Pomaga w usystematyzowaniu wiedzy.
A teraz to się uczę chemii...
Bo planuję w przyszłym roku konkursy chemiczne.
Moja nauka polega głównie na tym, że w każdej wolnej chwili ("wolna" przerwa w szkole, moment w autobusie) czytam sobie podręcznik do liceum do chemii organicznej. W weekend zaczęłam (wreszcie) robić zadania. Chemia ma to do siebie, że zadania trzeba robić do momentu, do którego jesteś w stanie je robić z zamkniętymi oczamino, prawie.
A potem podręczniki akademickie. Hura. Wtedy się zacznie zabawa.
Ale wiecie, fajnie jest mieć ulubiony przedmiot. Naprawdę :D
A ogólnie to jestem niezorganizowana.
I to jest niezaprzeczalna wada mojej nauki. Nie gospodaruję najlepiej czasem. Z trudem przychodzi mi rozplanowanie sobie nauki do dużego sprawdzianu. Próbuję, ale jest ciężko. I tego absolutnie nikomu nie polecam. Jeśli umiecie się zorganizować - brawo i super! Gratuluję! Bo ja, niestety, nie umiem.
Podsumowując...
Teraz jest sezon na naukę. Pokończyły się ferie, do Wielkanocy dość daleko, matura za pasem (na szczęście nie dla mnie, uf). Dobra rada: weźcie się za oceny teraz. Bo teraz jest dobry czas na zadania dodatkowe itp. W maju, czerwcu może być już trochę późno. A teraz... jeśli pochodzicie za nauczycielami, możecie podratować niejedną średnią ;)
Także ten. Miłego szkołowania. Kiedyś wrócę do normalnego życia, chwilowo pochłania mnie chemia + szkoła ogólnie.
Ave.
Zatem - oto luźny post o tym, jak to ja się uczę.
kaboompics.com |
Nie mam Jedynej Słusznej Metody...
...i uważam, że to dobrze. Często jednak słyszę:
Ja to muszę zrobić sobie piękne notatki, inaczej to po prostu nie da rady.
Jestem takim totalnym słuchowcem, jak sobie czegoś nie powtórzę na głos, to nie zapamiętam.
Bez fiszek nie nauczę się języka, no nie ma bata.
Ech, a ja to muszę poświęcić na naukę do testu minimum cały weekend, bo jak nie, to normalnie nici z tego.Nie jestem psychologiem. To, co teraz napiszę, to tylko i wyłącznie moje odczucia.
Oczywiście, że większość osób ma swoją - najefektywniejszą - metodę nauki. Jeden woli fiszki, inny będzie odsłuchiwać swój nagrany głos, jeszcze inny rysować. I to jest super, bo ułatwia życie.
Niestety, liczne testy "Jaki typ nauki jest dla ciebie najlepszy?" i tym podobne uczyniły z tego jakąś magiczną moc. Moc, która niektórych uzależnia. Bo pewnym osobom włącza się myślenie "ja jestem taki, więc inaczej nie mogę" - nie sądzicie, że to jest pewne ograniczenie? Z góry mówienie sobie - nie mam czasu przepisać na tip-top notatek z biologii, jestem wzrokowcem, nie mogę się inaczej nauczyć?
Taka obserwacja: Jeśli zaczniesz sobie wmawiać, że ty możesz się uczyć tylko w jeden/dwa słuszne sposoby, to w końcu w to uwierzysz. Automatycznie, gdy te jeden/dwa sposoby z jakiegoś powodu nie będą możliwe (złamiesz rękę i nie będziesz mieć możliwości robienia pięknych notatek, zedrzesz gardło i stracisz możliwość nagrania notatek głosowych...), uruchomi ci się mechanizm - skoro nie mogę zrobić tak, jak zawsze, to pewnie to zawalę.
Chemii i matematyki uczę się, rozwiązując zadania. Biologia - zależy od działu, ale zwykle czytam sobie podręcznik i wkuwam tylko to, czego po prostu nie da się inaczej zapamiętać. Polski powtarzam na głos, historię też. Fizyka to kombinacja wkuwania wzorów i definicji oraz wyjaśniania pojęć. Do tak zachwalanych przez wszystkich fiszek nigdy nie udało mi się przekonać, po zawsze po zrobieniu sobie tych nieszczęsnych karteczek tracę motywację, żeby kiedykolwiek do nich wracać.
Oczywiście, że są osoby, które mają ULUBIONĄ metodę. Ale, ludzie, nie dajcie się zwariować, innymi też da się uczyć. Nawet, jeśli nie tak efektywnie.
...ale parę ulubionych owszem.
#1: Ładne notatki.
Brońcie bogowie, nie siedzę i nie przepisuję wszystkich zeszytów. Chybabym się zastrzeliła.
Przed sprawdzianem lubię natomiast siąść, wziąć pióro, pudełko cienkopisów, i wszystko pięknie i powoli rozpisać. Korzyść jest podwójna, bo nie dość, że powstałe w ten sposób notatki to bardzo ułatwiająca wszystko esencja z esencji, to jeszcze dużo uczę się podczas robienia ich.
No i są naprawdę nieocenione, gdy przychodzi do przerwy przed sprawdzianem.
Do dziś pamiętam swoją pierwszą mapę myśli - pięknie rozrysowany układ pokarmowy (nie w sensie narządów - w sensie procesów i kolejności), zaczynający się malowniczymi ustami i kończący się pięknie narysowanym sedesem. Pani od biologii pochwaliła mnie wtedy, że jestem zorganizowana. #haha #jasne
negativespace.co |
#2: Czytanie podręcznika.
Nie przebieganie wzrokiem po kartkach, ale uważne czytanie, z powtarzaniem w myślach tego, czego inaczej zapamiętać się nie da.
Działa cuda, gdy przychodzi do przedmiotów w rodzaju geografia, wiedza o społeczeństwie czy przedsiębiorczość. Program jest tak ułożony, że, cóż, trzeba umieć oddzielić to, co przydatne na podstawie, od tego, co może przydać się co najwyżej na rozszerzeniu. A ja rozszerzam biologię i chemię.
I naprawdę nie są mi do szczęścia (ani do bycia światłym obywatelem świata) potrzebne informacje, jaki % światowej produkcji kukurydzy stanowi Brazylia. Zwłaszcza, że - przy porównywaniu podręczników - okazało się, że od roku 2007 do roku 2010 dane zmieniły się diametralnie. Do tego stopnia, że niektóre państwa kompletnie wyleciały z wykresów.
Teraz mamy 2017.
Sami sobie dopowiedzcie resztę o użyteczności tych danych.
Nah, zboczyłam z tematu. W każdym razie - u mnie uważne przeczytanie podręcznika sprawdza się całkiem dobrze.
kaboompics.com |
#3: Materiały multimedialne
Brzmi dumnie, nie? W gimnazjum z geografii i biologii miałam takie fajne płytki. Były tam powtórki materiału i testy. Zawsze przed sprawdzianem dokładnie to przeglądałam i robiłam testy w kółko, dopóki nie miałam 100% (raz przez prawie pół godziny grałam w grę, która polegała na byciu erytrocytem i unikaniu zderzenia z innymi elementami morfologicznymi krwi; w razie zderzenia należało odpowiedzieć na pytania).
Obecnie przekłada się to raczej na szukanie filmów na YouTube, które w jak najbardziej przystępny sposób wyjaśniają różne pojęcia. Im krótszy film, tym lepiej, chociaż - oczywiście - nie zawsze.
Pomaga w usystematyzowaniu wiedzy.
A teraz to się uczę chemii...
Bo planuję w przyszłym roku konkursy chemiczne.
Moja nauka polega głównie na tym, że w każdej wolnej chwili ("wolna" przerwa w szkole, moment w autobusie) czytam sobie podręcznik do liceum do chemii organicznej. W weekend zaczęłam (wreszcie) robić zadania. Chemia ma to do siebie, że zadania trzeba robić do momentu, do którego jesteś w stanie je robić z zamkniętymi oczami
A potem podręczniki akademickie. Hura. Wtedy się zacznie zabawa.
Ale wiecie, fajnie jest mieć ulubiony przedmiot. Naprawdę :D
A ogólnie to jestem niezorganizowana.
I to jest niezaprzeczalna wada mojej nauki. Nie gospodaruję najlepiej czasem. Z trudem przychodzi mi rozplanowanie sobie nauki do dużego sprawdzianu. Próbuję, ale jest ciężko. I tego absolutnie nikomu nie polecam. Jeśli umiecie się zorganizować - brawo i super! Gratuluję! Bo ja, niestety, nie umiem.
Podsumowując...
Teraz jest sezon na naukę. Pokończyły się ferie, do Wielkanocy dość daleko, matura za pasem (na szczęście nie dla mnie, uf). Dobra rada: weźcie się za oceny teraz. Bo teraz jest dobry czas na zadania dodatkowe itp. W maju, czerwcu może być już trochę późno. A teraz... jeśli pochodzicie za nauczycielami, możecie podratować niejedną średnią ;)
Także ten. Miłego szkołowania. Kiedyś wrócę do normalnego życia, chwilowo pochłania mnie chemia + szkoła ogólnie.
Ave.
W sumie jako tako nie mam specjalnej metody, choć lubię robić mapy myśli lub po prostu wypisywać najważniejsze informacje, jeśli chodzi o przedmioty pamięciowe. ;) Z fiszkami to jako tako nigdy nie robiłam własnych, ale próbuje systematycznie pracować na gotowcach ze słówkami, z naciskiem na próbuje. :p
OdpowiedzUsuńMuszę się z Tobą zgodzić, że fajnie jest mieć ulubiony przedmiot, taki z którego często łatwo przyswaja się wiedzę, bo przynajmniej wie się poniekąd w jakim kierunku chce się zmierzać. W moim przypadku matematyka, choć ogólnie wolę nauki ścisłe. :D
Ja również jestem nie zorganizowana, który to już raz robię wszystko na ostatnią chwilę i najgorsze jest to, że naprawdę ciężko z tym walczyć.
Powodzenia w konkursach chemicznych! :D
Walka jest najcięższa, kiedy w dodatku ten system w miarę - o zgrozo - zdaje egzamin :D
UsuńDzięki i powodzenia w matematyce ^^
Sama najlepiej uczę się ze swoich ładnych notatek :D Chociaż czasem tak pędzą z materiałami, że nie da się wszystkiego ładnie przepisywać. :( Kiedyś w domu przepisywałam te notatki, ale to znowu wiele czasu zajmuje, a przecież trzeba inne rzeczy zrobić. :/
OdpowiedzUsuńale ci zazdroszczę, że już się zaczęłaś uczyć! ja nawet nie przeczytałam wszystkich podręczników do matury a co dopiero z przyswojeniem wiedzy w nich zawartej haha! mistrz prokrastynacji się kłania! ale ma studiach to siębedę uczyć systematycznie! serio!
OdpowiedzUsuńMam dość mocną motywację - jeśli obudzę się z nauką we wrześniu, będę zła co najwyżej sama na siebie. A na chemii zależy mi na tyle, że jakimś cudem nauka idzie chociaż trochę do przodu.
UsuńCo do innych przedmiotów, w 90% przypadków nauka zaczyna się o 19 dnia poprzedzającego test :D
I też sobie powtarzam - na studiach będę systematyczna i zorganizowana! :")