wtorek, 29 grudnia 2015

Jak powoli odzierano mnie ze złudzeń o Eragonie

Serię Dziedzictwo Christophera Paolini poznałam w szóstej klasie podstawówki. Wtedy jeszcze nie znałam czegoś takiego jak fangirling, po prostu bardzo spodobały mi się te książki o smokach. Uznałam, że to niesamowite, że piętnastolatek (bo tyle lat miał Paolini, gdy napisał pierwszą część, choć wydana została później i po dużych korektach). To był początek mojej przygody z literaturą fantasy. 


Nie powiem - książka mnie wciągnęła. Połykałam wcale nie tak cienkie tomy w ciągu około dwóch dni. Zachwycał mnie tak bogato wykreowany świat, z własną topografią, licznymi państwami, było tam tyle ras, tylu różnych ludzi... Wszystko było nowe i oryginalne.
Dla mnie. 
Bo potem, w pewnych odstępach czasu, zaczęły pojawiać się zgrzyty. Zjawiły się trzy, z czego pierwszy i drugi - około dwa lata temu (w odstępie kilku miesięcy), trzeci - w ciągu ostatnich trzech dni. Postanowiłam je opisać... właściwie z dwóch powodów.
Po pierwsze: jako przestroga dla młodych pisarzy (których w Internecie nie brakuje), by uważali na choćby nieświadome "inspiracje". 
Po drugie: jako dowód, że zapoznanie się z klasykami zmienia sposób patrzenia na wcześniej znaną literaturę. 

1. Ziemiomorze, czyli "każda rzecz ma swoją nazwę" przestaje być nowatorskie...
Ziemiomorze to cykl sześciu powieści autorstwa Ursuli K. Le Guin. Pierwsza z nich, Czarnoksiężnik z Archipelagu, opowiada o przygodach młodego czarnoksiężnika Geda. Jakie to przygody - dowiecie się sami, czytając tę powieść (a naprawdę polecam, jak również dalsze części!). 
Jak rzuca się zaklęcia w świecie Ziemiomorza? Poprzez nazywanie rzeczy ich prawdziwym imieniem, nie tym używanym na co dzień. Ludzie ukrywają swoje prawdziwe imiona, bo znajomość imienia pozwala kontrolować daną rzecz lub istotę. Potężny czarnoksiężnik potrafi sam znaleźć imię danej rzeczy.
Jak rzuca się zaklęcia w świecie Eragona? Poprzez nazywanie rzeczy ich prawdziwym imieniem w Pradawnej Mowie. Ludzie nie znają swych prawdziwych imion. Osoba dobrze władająca magią potrafi sama znaleźć imię (lub fragment imienia) swojego, lub też danej rzeczy. (Znającym serię Dziedzictwo przypominam wątek imienia miecza Eragona.)

Zamieszczam mapkę, bo myślę, że może zainteresować ewentualnych fanów. 
2. Władca Pierścieni, czyli te podziały rasowe nie są tak oryginalne...
Utarło się już, że zwinne i tajemnicze elfy biegają po lesie i strzelają z łuku, mając gdzieś sprawy ludzi, a krasnoludy siedzą pod ziemią i kopią. Są też dość grubiańskie i mają brody. To właśnie mistrz Tolkien ukształtował w ten sposób nasz wizerunek tych istot. Wprawdzie inspirował się on kilkoma mitologiami, jednak sam pomysł na wykorzystanie tego w taki sposób był jego.
Cóż, jakoś trzeba Paoliniemu to wybaczyć, nie on jeden czerpał z wizji Tolkiena do swoich celów. Czarę przelał dopiero numer 3...


3. Gwiezdne wojny, czyli Eragon to tak naprawdę Luke Skywalker na smoku.
Wystarczyło mi obejrzenie jednego filmu by zorientować się, że postać Eragona była zerżnięta bardzo mocno inspirowana postacią Luke'a. 
Wiejski chłopak w towarzystwie emerytowanego wojownika wyrusza, by uratować świat, kontrolowany przez złą istotę, która zaczęła w zły sposób korzystać ze swojej mocy. Po drodze występuje zaskoczenie co do tego, kto jest czyim ojcem (na szczęście w Eragonie zostało to poprowadzone inaczej). W którymś miejscu znajduje się również piękne, wojownicze i ważne dla rebelii dziewczę, które należy uwolnić. Ów uczący się chłopak jest ostatnim ze swojego "gatunku", a jego misją po zakończeniu wojny będzie odnowienie grupy, do której sam należy. Wpierw jednak musi nauczyć się cierpliwości i panowania nad sobą, by móc dobrze korzystać ze swej potęgi. 
SPOILERY Z OBU TWORÓW
Dodatkowo chłopiec ma dwóch mistrzów, z czego pierwszy umiera, nauczywszy chłopca podstaw, zaś drugi jest bardzo stary i zaszył się na jakimś odludziu.
KONIEC SPOILERÓW 
Chciałam przypomnieć, że dostrzegłam wszystkie te podobieństwa, mimo że czytałam Dziedzictwo trzy lata temu. 


Po podsumowaniu tych punktów nasunął mi się wniosek: Chris był świrem fantastycznym. Trochę jak ja. Może trochę jak ty. Obejrzał, przeczytał, spodobało mu się... Czy "zainspirował się" świadomie, czy nie, tego nigdy się nie dowiemy. 
Polecam sagę Dziedzictwo jako początek przygody z literaturą fantasy, jednak "starzy wyjadacze" mogą poczuć lekki zawód. Bo co z tego, że czyta się przyjemnie, skoro główny wkład autora to smoki? Fani którejś z wymienionych wyżej serii z pewnością odnajdą podobieństwa. 
A co wy o tym sądzicie? Przesadzam? Zgadzacie się? Jestem ciekawa waszych opinii :-)

Przepraszam też, że tak długo nie ma postów, ale mam strasznego "artblocka". Mam multum pomysłów na posty, ale po rozwinięciu ich okazuje się, że wyszło kompletnie nie tak, jak miało być :(  

5 komentarzy:

  1. Akurat ze ściąganiem z SW się nie zgodzę. SW jest oparte na monomicie Campbella, czymś uniwersalnym i przez to niezbyt oryginalnym. Jako osoba pobieżnie omawiająca Campbella na uczelni w czasie oglądania 4 epizodu byłam w stanie wskazać większość elementów monomitu i bardzo niedużo elementów własnych.
    Na podobnych schematach opierał się między innymi Hobbit czy Harry Potter, z tym że tam zostało to poprowadzone nieporównanie sprawniej niż w przypadku SW i, jak przypuszczam, Eragona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O monomicie Campbella wiem (nawet wrzuciłam o tym filmik w następnym poście), jednak mam wrażenie, że podobieństwo jest aż zbyt wyraźne. A książka, cóż, podobała mi się jako niedoświadczonej czytelniczce i przypuszczam, że nadal byłoby przyjemnie ją czytać, aczkolwiek już nie tak samo.
      Poza tym - Harry Potter i np. Percy Jackson czy Hobbit owszem, są oparte na monomicie, jednak nie widać aż tak rzucającego się w oczy podobieństwa :-) Mimo tego na lekcji polskiego wszystkie te trzy powieści były u mnie wymienione jako przykłady monomitu.

      Usuń
  2. Moim zdaniem kluczowe jest to, że autor pisząc pierwszą część Eragona był bardzo bardzo młody (miał chyba 13 lat o ile dobrze pamiętam ). Książka jest bardzo dobra jak na pierwszą powieść nastolatka - wręcz genialna. Ale jednak czuć, że chłopiec nie jest zawodowym pisarzem a to jego debiut. Każda kolejna część jest moim zdaniem dojrzalsza i lepsza. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - jak na 15-latka (bo tyle miał lat :D) ta książka jest świetna i wiem, że sama bym takiej nie napisała. Kolejne części autor pisał, będąc już starszym (w momencie wydania Eragona miał chyba 18 lat), więc zdecydowanie są one dojrzalsze. I, co za tym idzie, lepsze.
      Chociaż moim zdaniem Paolini zepsuł zakończenie, ale to tylko subiektywna opinia :"")

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że zajrzałeś na mojego bloga. Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz za sobą komentarz, ale uprzejmie proszę, by nie przeklinać i nie obrażać się nawzajem :-)
Możesz podpisać się linkiem do swojego bloga - chętnie zajrzę, ale proszę, nie komentuj tylko i wyłącznie w celu reklamy.
Pozdrawiam!