niedziela, 22 stycznia 2017

Co? Czyli podsumowanie 4 sezonu Sherlocka

POST ZAWIERA DUŻE ILOŚCI SPOILERÓW
wyraźniej już nie mogłam

W poprzednią niedzielę dobiegł końca wyczekiwany od kilku lat 4 sezon Sherlocka. I, oczywiście, nie może zabraknąć na blogu posta z moimi przemyśleniami! Miałam ochotę tego posta napisać już wczoraj, zaraz po obejrzeniu finału, jednak nie mam pojęcia, ile czasu by mi to zajęło, więc biorę się dziś do roboty. 

Po pierwsze - odcinki. 

The Six Thatchers 

Ten odcinek był najbardziej sherlockowy z całego sezonu. To tutaj było najwięcej zagadek i tajemnicy, a mniej wydumanego budowania nastroju (o czym później). 
Jeśli chodzi o śmierć Mary - było mi bardzo, bardzo żal Johna i Rosie (a nawet Sherlocka, przecież dla niego też była przyjaciółką), chociaż wiedziałam, że tak być musiało. I tak jest lepiej niż w literackim pierwowzorze, gdzie Mary po prostu znika, zaś John jest smutny. No i dowiedzieliśmy się czegoś więcej o jej przeszłości. 
Ogólnie rzecz biorąc - odcinek był ciekawy i spójny. Zachował równowagę pomiędzy sherlockowatością Sherlocka a mrokiem czwartego sezonu, i to mu się chwali.
Natomiast nie bardzo ogarniam, jakim cudem pendrive przez tyle czasu (chyba całe lata?) nie wypadł z popiersia? Wyhodował przyssawki, czy co? 

Ta scena była bardzo super :D 

The Lying Detective

Gdyby to był filmik, a nie post, to bym głęboko westchnęła. 
Uwielbiam ten odcinek za panią Hudson, przemierzającą miasto sportowym samochodem z Sherlockiem w bagażniku w rytm Ody do radości. Niestety nie umiem znaleźć ten sceny na YouTube w całości. 
Natomiast co do Culvertona Smitha... Argh. 
Był tak świetnie, genialne wykreowaną postacią. Toby Jones nadaje się idealnie do roli morderczego psychopaty (nota bene pokazał to również w Doctorze Who). Ten chory śmiech, to idealne krycie się, bo przecież to taki miły, dobry człowiek. I, kurczę, zmarnowali go. 
Scena z duszenia Sherlocka? To było niesamowite. Cudowne. Wspaniałe. 
Anyone? Perfekcyjne. 
Reszta... Nie wiem. Po prostu jakoś mi to nie leży. Mogli lepiej wykorzystać takiego fajnego psychopatę, no. 
Bardzo mi się podobały efekty specjalne, konkretniej - przedstawienie dedukcji Sherlocka w postaci czegoś więcej, niż fruwających literek. Wizualizacja pokoju? Majstersztyk. 
Jeśli chodzi o Sherlock&John reunion, też wypadło świetnie. Tak delikatnie, nie padli sobie w ramiona przy pierwszym spotkaniu z okrzykiem "to był największy błąd mego marnego żywota!", John stopniowo uświadamiał sobie, że ich przyjaźń nadal trwa i są sobie nawzajem potrzebni. 


The Final Problem 
... 
Ech. 
Zaraz po obejrzeniu tego odcinka wypisałam sobie wszystkie swoje wnioski, więc będzie troszkę długo. 
1. Sherlock, kiedyś było... oryginalniej :( - uwaga! SPOILERY z powieści Poczwarka
Byłam strasznie, strasznie zawiedziona, gdy okazało się, że Redbeard to tak naprawdę przyjaciel Sherlocka. Zapytacie - dlaczego? Wszak to taki psychologiczny wątek i w ogóle! 
Taa. 
Ale psychologiczne wątki przestają być super, kiedy już dokładnie takie same widziałeś w polskiej powieści z 2001 roku... Poczwarka Doroty Terakowskiej. Książka, która średnio przypadła mi do gustu. SPOILERY. Główny bohater miał w dzieciństwie brata chorego na zespół Downa. Jednakże zapomniał o tym, brat we wspomnieniach został zastąpiony psem (chyba nawet rudym), gdyż zginął w wypadku samochodowym, zaś główny bohater od tego czasu używał imienia swego zmarłego brata i zapomniał, jak dawniej miał na imię. 
Ja wiem, że pewnie przypadek i niezamierzone, ale jednak przykro, gdy serial, który ma być zaskakujący i nowatorski, prezentuje ci motyw, który... już widziałeś. Liczysz na zaskakujące rozwiązanie, a tu nagle napięcie opada, zostaje tylko ponure poczucie déjà vu.

2. Ziemia do Molly, halo! 
Znasz, kobieto, Sherlocka od ładnych paru lat. Niby byłaś w stresie, niby zaskoczona, ale mogłabyś jednak jakoś zajarzyć, że skoro Sherlock prosi cię o wyznanie miłości, to (biorąc pod uwagę prowadzony przez niego OD LAT tryb życia) ma do tego dobry powód. 
Tak, czepiam się, musiała być emocjonalna scena, och, ach, a co jeśli Molly nie powie, och, ach, 2 sekundy do końca, co za ulga! 
Ta scena w sumie miała większy sens w trailerze, żeby podziałać na emocje fanów, ale wykorzystanie jej w serialu było... takie se. 

3. Trochę jak w typowym horrorze... 
Momentami czułam się, jakbym oglądała nagranie z jednej z gier komputerowych, które mają wzbudzić strach/niepokój u widza (Alice: Madness Returns, na przykład). A Sherlock nie kojarzy mi się z takimi psychicznymi horrorami. Bo niestety twórcy z tą psychicznością tutaj przesadzili - za dużo było tik taków, samolotów, psychopatycznych uśmiechów, ogólnie rzecz biorąc - odcinek przeładowany creepy wstawkami, tak, że w pewnym momencie przestały pełnić swoją funkcję, a zaczęły mnie po prostu nudzić. 

4. Sztampowa Euros. 
Och, jestem taka biedna, ach, nikt mnie nie kocha, jestem taka biedna, och, zabiję kogoś, żeby poczuć się lepiej. 
Takie wątki raczej kojarzą mi się z produkcjami w rodzaju Once Upon a Time, a nie serialem na poziomie Sherlocka

5. Trochę śmierdzi filmem sensacyjnym klasy B... 
Bomba na 221B Baker Street, która właściwie nie wiadomo, po co była (kto i co by na tym zyskał?), no i Sherlock z Johnem epicko wyskakujący przez okno na tle epickiego wybuchu. Nie. Po prostu... nie. Powtórzę się: to mi nie pasuje kompletnie do Sherlocka


6. Ale trochę Sherlocka w Sherlocku było! 
Scena "powrotu" Moriarty'ego - wspaniała ♥ Kocham, wielbię i uwielbiam. 
Taka bardzo w stylu Sherlocka - nie super psychiczna, ale też tajemnicza, ciekawa i nagle zmieniająca się o 180 stopni. 





7. Zakończenie 
Stawiam plusika. Fajne, otwarte, nieoczywiste (choć osobiście w Johnlocka nie wierzę!). Twórcy pięknie pokazali, że Sherlock i John powrócili do tego, co było na początku, choć ich przyjaźń jest teraz znacznie głębsza dzięki temu, co razem przeszli. Dla mnie mogłoby tak wyglądać zakończenie całego serialu. 

Po drugie - podsumowanie

Być może twórcy serialu pragnęli czegoś w rodzaju powiewu świeżości. Wiecie - było zebranie, ktoś wykrzknął: Hej, odejdźmy od tego utartego schematu, który się pewnie wszystkim znudził!, a inni radośnie mu przyklasnęli. 
Mam z tym problem. Bo ja Sherlocka właśnie pokochałam za ten niepowtarzalny klimat lekko surrealistycznych śledztw, idealnie zrównoważenie pomiędzy literackim pierwowzorem a inwencją własną twórców, za nowatorskie przedstawienie błyskotliwości samego Sherlocka. 
Tutaj... no cóż, klimat był trochę jakby robiony pod fanów doszukujących się wszędzie teorii spiskowych. O ile dobrze się to sprawdziło w The Abominable Bride, to po trzech kolejnych odcinkach ta "psychiczność" mi się już przejadła. 

Co było w tym sezonie pozytywnego? Relacja Sherlocka i Johna. Bardzo ładnie pokazano, jak przechodzili przez ciężkie chwile, by potem wzajemnie się wspierać (Soldiers ♥), i po tym sezonie po prostu nie umiem sobie wyobrazić w pełni kanonicznego Johnlocka. Po prostu przyjaźń była tak wspaniale przedstawiona, że zamiana jej na oczywistą i potwierdzoną oficjalnie miłość byłaby - niezależnie od płci i orientacji bohaterów - po prostu profanacją. 


Mam nadzieję, że nie zrozumiecie mnie źle - ten sezon mi się podobał, tylko po prostu mniej, niż poprzednie. I, cóż, odniosłam przez niego wrażenie (porównując głównie do Doctora Who, od sezonu 5), że Steven Moffat pisze nieco na jedno kopyto. Ma być mhrocznie, psychicznie i tak niejasno, żeby nikt do końca nie ogarnął, o co chodzi. 

Po trzecie - ukryty odcinek. 

Jeśli w ogóle będzie: zapewne ukaże się kilka godzin po publikacji tego posta. 
Czy wierzę? Nie wiem, ale się nie nastawiam. Za to buduję sobie bunkier przeciwko oszalałym Sherlockians. Oszalałym z wściekłości, że odcinka nie ma (OMG Moftiss znowu nas oszukał alejakto), lub oszalałym z powodu faktu, że odcinek jest. 
I nie chce mi się czytać tych wszystkich teorii spiskowych. Z tego, co wiem, Moriarty jednak nie zhackował zaprzysiężenia Donalda Trumpa, także ten. Pożyjemy, zobaczymy! 


A wy? Co sądzicie o najnowszym sezonie? Podobał wam się? 

2 komentarze:

  1. Mam bardzo mieszane uczucia co do tego sezonu. Był w nim jakiś geniusz, ale na tle pozostałych wypada trochę słabo. śmierć Mary była o k r o p n a. Kochałam ją bardzo mocno i miałam nadzieję, że darują sobie jej śmierć. Pierwszy odcinek podobał mi się chyba najbardziej, bo reszta to kompletny odlot. Przesadzili z ostatnim, chociaż emocje były. Nie podoba mi się to, że zrobili z Mycrofta kompletnego dupka. znaczy, on jest dupkiem ale to miało taki silnie negatywny wydźwięk. Ale Sherlock nieradzący sobie z emocjami >>> Zakończenie było bardzo dobre. Zwieńczenie wszystkiego przez co przeszli i czym się stali. Kocham Sherlocka, ale jeśli powstanie piąty sezon, to prawdopodobnie będzie na siłę.
    A ukryty odcinek to dla mnie nieporozumienie idk XD fani w tym fandomie zbyt szaleją z teoriami, a i tak nigdy nie trafiają

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądam ten serial w bardzo głupi sposób z totalnego doskoku - jak leci w telewizji czyli raz mam 1 a raz 4 sezon... Muszę w końcu zacząć od początku bo to naprawdę dobry serial i zasługuje na poważne potraktowanie ;)

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że zajrzałeś na mojego bloga. Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz za sobą komentarz, ale uprzejmie proszę, by nie przeklinać i nie obrażać się nawzajem :-)
Możesz podpisać się linkiem do swojego bloga - chętnie zajrzę, ale proszę, nie komentuj tylko i wyłącznie w celu reklamy.
Pozdrawiam!