niedziela, 2 sierpnia 2015

Fenomen "dzienników kreatywnych"

No, to dzisiaj pewnie nie zyskam sobie waszej sympatii. Zamierzam wylać swoje żale na temat czegoś, nad czym całe rzesze ludzi rozpływają się w zachwytach. Możecie się ze mną nie zgadzać, no trudno. Będzie fajnie, jeżeli kogoś przekonam :)





Zaczęło się od Zniszcz ten dziennik, który zyskał popularność około Bożego Narodzenia 2014. Wszyscy w ochach i achach jakie to fajne, jak rozwija kreatywność (?!), jakie cudowne na prezent, no normalnie miód malina. Jakim cudem tak ogromna ilość ludzi zainteresowała się tą "książką"?

Najpierw cofnijmy się pamięcią do roku 2012. O tego typu dziwadłach nikt jeszcze nie słyszał, Rilla jest młoda i głupia, leci na wszystko co jest określane jako "nowość", "kreatywne", "wyjątkowe". W Victorze Juniorze pojawia się reklama (przypominam, rok 2012!). Co widzimy?

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/139723/to-nie-jest-ksiazka-burz-i-tworz

Ano to. 
DWA LATA przed niesamowitym, innowacyjnym i niepowtarzalnym Zniszcz ten dziennik
Twórcze "cudeńko" zostaje wydane przez mało znane wydawnictwo - Format (no, przyznać się, kto kiedykolwiek o nim słyszał?). I mamy klucz do naszej zagadki, czemu o oryginale nikt nie słyszał. 
Nie-książka nie trafia do Empiku. Ani do Matrasu. Ani do Świata Książki. A nawet jeśli, nie zagrzewa tam długo miejsca. 
Ba, nie ma nadrukowanego na okładce napisu Bestseller. Nigdzie też nic nie ma o New York Timesie, nie zostaje nawet wymieniony autor brulionu. 

Wciąż mam tę książkę. Bo oczywiście zachęcona reklamą, kupiłam. Nawet zrobiłam trochę zadań. I powiem wam, że wcale się nie różni od CUDOWNEJ NIEPOWTARZALNEJ Zniszcz ten dziennik
Niektóre zadania się powtarzają. 

Czy pani Keri Smith splagiatowała pierwowzór, uzyskała zgodę autora, czy może dziwnym trafem wpadła na identyczny pomysł? Tego niestety nie wiem.

Wniosek nr 1 nasuwa się sam: gdy pojawił się Zniszcz ten dziennik, ludzie polecieli na napis Bestseller. Wcale nie potrzebowali tego tworu, nigdy by nie wpadli na to, że fajnie by było "rozwijać kreatywność" w ten sposób. 

To jeszcze nie koniec. 

Przyjrzyjmy się hasłu, które promuje wszystkie te produkcje: ROZWIJA KREATYWNOŚĆ. 
Hm.
"Podnieś książkę bez użycia rąk"
Ktoś postanowił, że będzie kreatywny (ale tą kreatywność raczej już posiadał...) i napisał na tej stronie Vingardium Leviosa.
- Ale fajne, też tak zrobię, nikt się nie dowie, w końcu kto będzie to oglądał?
"Wyrwij tę stronę. Włóż do kieszeni. Nie wyjmuj podczas prania. Potem wklej z powrotem."
Ależ to rozwija moją wyobraźnię!
"Zadźgaj tę stronę ołówkiem"
Jeeee, mogę się wyżyć na kartce papieru, czuję się taki kreatywny!
"Pokoloruj poza liniami"
Taki ze mnie buntownik, ha!
Po pierwsze: myślę, że kreatywność o wiele bardziej rozwija wpadanie na pomysł od zera. Spontaniczne ozdobienie czegoś, rysunek, rzeźba, jakaś czynność. Wiem, to jest fajne, jak wymyślisz ciekawy sposób na wykonanie zadania, ale... w jaki sposób to cię rozwija? 
Po drugie: wiele z tych zadań jest trochę głupich. 



Hm. 
Czy ludzie naprawdę są teraz tak ubodzy umysłowo, że potrzebują specjalnie zaprojektowanych nieksiążek, żeby się rozwijać? Czy to, że nie popieram takiego marnowania papieru, oznacza, że jestem ograniczona i brakuje mi kreatywności? Że nie potrafię myśleć nieszablonowo? 
Czy to, że nie wywalę za okno 200 kartek papieru oprawionych w okładkę znaczy, że nie umiem się dobrze bawić? 
A może to ja jestem taka dziwna i wyjątkowa, że potrafię fajnie się bawić z papierem bez kupowania wspomagacza?
Wniosek nr 2: Ludzie polecieli na napis "rozwija kreatywność". 

Przechodzimy do trzeciej rzeczy, chociaż w sumie można by ją nazwać 2.5.
Pieniądze. 
Kreatywne dzienniki kosztują około 30 - 35 zł. Innymi słowy, płacimy tyle, ile za normalną książkę. A normalną książkę... możemy czytać. Używać wyobraźni. 
Czy naprawdę warto wydawać kasę na coś, co zamierzamy po prostu kolorować? (Nie oszukujmy się, do tego się to wszystko sprowadza.) To nie lepiej kupić sobie zeszyt ćwiczeń 5-latka
i nieszablonowo rozwiązywać zadania? 

Przecież wszystkie linie się przecinają, to będę oryginalny, połączę dzieci nie do tych zabawek co trzeba!

Wniosek nr 3: Ludzie lubią kupować. 
- Patrz, kupiłam taką specjalną kreatywną książkę! - brzmi o wiele lepiej, niż:
- Patrz, jak ozdobiłam swój pokój - albo - Patrz, jak ładnie pokolorowałam!

I tym samym dochodzimy do kolejnego aspektu dzienników. 
Chwalenie się. 
Youtube jest zasypany ogromną liczbą serii ze Zniszcz ten dziennik, To nie książka i innymi. Niby fajne. 
Można pooglądać ludzi rzucających książką. 
Jeeej.
Jeżeli nie masz pomysłu na to, co możesz nagrać na swoim kanale YouTube, zawsze można uciec się do tego, co wielu innych ludzi - nagrać robienie zadań z kreatywnej książki. 
Oj, coś tu się chyba nie zgadza. 
Wniosek nr 4: Jak nie masz czym się pochwalić, to możesz się pochwalić Zniszcz ten dziennik. Bo wszyscy tak robią. 
W końcu teraz jesteś kreatywny. 

Mam nadzieję, że bezboleśnie przebyliście pierwszą część posta. Bo czas na ciąg dalszy. 

W ramach ciekawostki, sprawdziłam kategorię Zniszcz ten dziennik na lubimyczytac.pl i parsknęłam śmiechem. Rękodzieło. 

Po sukcesie Zniszcz ten dziennik pojawiła się To nie książka. Zgrzytałam zębami, bo nawet tytuł jest ściągnięty z dobrze mi znanego pierwowzoru. 
Spytałam kogoś, czym toto się różni od Zniszcz ten dziennik (oprócz koloru, rzecz jasna).
- No, bo tutaj nie niszczysz tylko wykonujesz zadania.
Aha.
Przyznać się - ile jest osób, które naprawdę ZNISZCZYŁY dziennik, zamiast ozdabiać go kolorowymi bazgrołkami? 
No, to teraz coś specjalnie dla was ($$$), możecie wyżyć się artystycznie ($$$), macie tu kolejną identyczną książkę! $$ omghajshajshajs$$$
Kurczę, zbyt mało osób kupiło te rozwijacze kreatywności.
Wiem!
Wersja mikro, przenośna i w ogóle!
Zniszcz ten dziennik wszędzie. Czyli to samo, ale w mniejszym opakowaniu. Teraz możesz robić to samo co robiłeś, ale na mniejszym formacie!
Jeżeli kogoś to interesuje, na horyzoncie majaczą już 3 kolejne "twórcze" produkcje Keri Smith. 
Oczywiście wcale nie kopiuje ona Zniszcz ten dziennik, zmieniając pojedyncze słowa i podmieniając okładki dla kasy. Ona to robi z troski o biedną, chyba w jej mniemaniu upośledzoną wyobraźnię społeczeństwa.
To jest pierwsza sprawa, czyli jak wydoić najwięcej kasy z tego, co zaczęłam.

Rzecz kolejna: kopie, gdzie nikt się nie przejmuje, że to plagiat. I że to dokładnie to samo, tylko podpisane innym nazwiskiem. 

Nie jedz tej książki
Książka pod tytułem
Książka pod tytułem 2
Książka pod tytułem 3
Książka bez sensu
Rywalki. Dziennik kreatywny.

Aż żal patrzeć. 
Co jeszcze dziwniejsze, ludzie to kupują w ilościach więcej niż 1. 
- Mam już Zniszcz ten dziennik i To nie książka, teraz zbieram na Książka pod tytułem
Po co? Nie masz naprawdę ciekawszych zajęć? Widocznie nie. 

Tak à propos dzienników, przypomniało mi się, jak byłam ostatnio w Wielkiej Brytanii. Mieszkałam u brytyjskiej rodziny. Kobieta miała 5-letnią córkę. 
Dziewczynka całymi dniami oglądała telewizję. 
Bajki?
Nie.
Filmiki z YouTube, przedstawiające dorosłych ludzi bawiących się zabawkami i układających o nich historie. 
Kiedyś samemu się coś takiego robiło, dziś nawet tutaj potrzeba pomocy? 
Wyobraźnia umiera. Dzienniki jej nie pomagają.

Ale ten post jest długi! Chyba miałam dzisiaj wreszcie wenę. 
Mam szczerą nadzieję, że nie popukacie się w czoło i nie stwierdzicie że "wymyślam".
A jeśli tak, to trudno.
Zachęcam do komentowania tego posta, jestem naprawdę ciekawa waszych opinii. 

1 komentarz:

Cieszę się, że zajrzałeś na mojego bloga. Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz za sobą komentarz, ale uprzejmie proszę, by nie przeklinać i nie obrażać się nawzajem :-)
Możesz podpisać się linkiem do swojego bloga - chętnie zajrzę, ale proszę, nie komentuj tylko i wyłącznie w celu reklamy.
Pozdrawiam!